Filomena i utopiec
W Zabełkowie kiedyś było dużo stawów, miedzy nimi usypano groble, zbudowano pomosty na drewnianych palach. Nad jednym ze stawów stała drewniana chatka, a w niej mieszkali Teodor i Filomena. Teodor pasał owce na Pasiekach, a Filomena gospodarzyła w domu, gdzie roboty nie brakowało. Trzeba było ugotować, na grządkach pokopać, załatać dziury w odzieniu Tyja. Kiedy Teodor wracał wieczorem z pracy do domu, dom był uprzątnięty, a piękna Filomena stawiała przed nim wieczerzę. Owczarz po sutym posiłku wychodził przed dom i siadał na ławeczce nad stawem, wyciągał fajkę, nabijał tabakę, potem zapalał i powoli sobie pykał. Kiedy tylko woń tabaki wraz z kłębuszkami dymu zaczęły się unosić w powietrzu, zjawiał się utopiec i przysiadał się na ławeczce. Tak było każdego wieczoru. Teodor zapalał fajkę, utopiec - „hasermon” siadał obok niego, mlaskał i zagadywał:
- Dobro musi być ta tabaka! Tak piyknie wonio aże w nosie krynci. Dołbyś trocha do fafki, bo moja ci jakoś zatynchła.
Po tych słowach głośno splunął, a fakję podsunął pod nos pastuchowi. Teodor dobrze wiedział, że to utopiec, a że utopce bywają złośliwi, wolał już mu dać trochę tabaki, bo myśli:
- A dyć choć to utopiec, niech se też zakurzi, jak mo chyńć.
Ale ten hasermon był namolny. Nie dosyć, że ciągle próbował wycyganić tabakę, to zaczął się wypytywać o Filomenę:
- A powiydz, kajś ty znaszoł tako szwarno babeczka? A czym ona se te licka maluje? A czymu tu wieczór nad stawym nie przesiaduje?
Utopcom, tak jak temu z zabełkowskiego stawu, podobaly mu się szwarne Ślązaczki i tylko czekał na okazję, by zbliżyć się do Filomeny. I nadszedł taki wieczór. Teodor zasiedział się w knajpie u Żyda, a utopiec jak zwykle siedział na ławeczce i rozmyślał, jakby tu wyciągnąć kobietkę z chałupy. Filomena zaglądała na utopca z okna chatki i widziała, jak się niespokojnie wierci na ławce, bo Teodora nie było, nie było też tabaki, a od tych wodnych stworów nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. Filomena postanowiła spłatać figla hasermonowi. Do żuru, który miała ugotowany na wieczerzę, wsypała dużo soli i pieprzu, tabakę zmieszała ze swoimi ściętymi paznokciami i to wszystko zaniosła utopcowi.
Utopiec bardzo zadowolony z poczęstunku przyniesionego przez Filomenę, która mu się od dawna podobała, z ochotą zabrał się do jedzenia. Gdy się posilił, nabił fajkę tabaką i zapalił, a wtedy począł tak obrzydliwie rzygać, że wolał uciec do stawu. Od tego czasu więcej nie pokazał się na ławeczce. Tak piękna Filomena pozbyła się natrętnego „zolytnika”, a Teodor miał więcej tabaki do fajki. No, baba i utopcowi „poradzi”!
Agnieszka Drobna
Legenda zabełkowska
Jakby tak praprababcia z grobu wstała,
mocka by o downych czasach wom porozprowiała.
Jak to przez zabełkowsko wieś,
Szeł jyno chodniczek kieś.
Teraz już go ni ma,
wyrosła na nim olszyna.
Za Nowym Dworym jest takie piekiełko,
tam to zabełkowski ród mioł swe źródełko.
Rzyczka przodków rybami karmiła,
a dolina od wrogów chroniła.
Stąd wędka i ryba –
znak dla Zabełkowa chyba?
Ale wody mocka siły miały,
ludziom cały dobytek zabierały.
Trza było na inszo strona się brać,
za potokiem Bełk nowe sioło stawiać.
Niektórzy przodkowie powiadają,
że od bełkotu psów wieś nazywają.
Zgraja tych czworonogów się tu rozpleniła,
kiedy zaraza wszystkich braci zabiła.
Wojowie z plemienia Golęszyców gródek zamieszkiwali,
który potem Kozubkowym Jeziorkiem nazywali.
Chociaż święci mężowie wojów napominali,
ci pili ucztowali, na sąsiadów napadali.
Bóg karze złe słowiańskie plemię!
Gródek z wojami zapada się pod ziemię!
Powstaje Kozubkowe Jezioro, bo dół zalała woda.
To jeziorko pamięta oma, jak była młoda.
Do dziś duszyczki w wodzie stękają,
o modlitwę przechodniów błagają.
W Odrze i potoku hasermony mieszkały,
po nocach ogromniste komedyje wyprawiały.
Na ożralców w krzokach wachowały,
potem z mostku do wody wciepowały.
Piękne dziołszki szlajfką zwabiały,
i gibko w mokradła wciągały.
Maciczka na darmo na brzegu wystowała,
Swoji cerki cały czas wyglądała.
Nogi w ziemia korzynie wpuściły,
ręce i włosy w gałązki, liście się zamieniły.
Dzisio pochylono nad wodą szumi,
ale płaczącej wierzby nikt nie zrozumi.
W miejscu, kaj kiedyś utopce na złość robiły,
stoi święty obrozek, by te wodniki więcej nie straszyły.
Pamiętajcie dzieci nie chodźcie nocą,
bo klękanice, lebo utopce dosięgną was swą mocą.
Agnieszka Drobna